wtorek, 10 czerwca 2014

Lądowanie na księżycu

Z Warszawy do Reykjaviku wystartowaliśmy planowo o 22:05. Choć już na Okęciu pojawił się problem, bowiem z zaznaczonej na boarding card bramki nr 32 musieliśmy tuż przed odlotem szybko przenosić się do bramki nr 6. Ot, podstawili samolot gdzie indziej. Linie WowAir sympatyczne. Usadawiając się w fotelu lotniczym Airbusa A-320 (wygląda, że nowy) można było dostrzec na zagłówku napis:


A wyglądając przez okienka (siedzieliśmy przy skrzydłach), na skrzydłach widniał napis: "To jest zachodnie skrzydło" i odpowiednio po drugiej stronie: "To jest wschodnie skrzydło". No i co, ktoś powie, wszystko musi być jasne!


Stewardesy w fioletowych mundurkach sympatyczne. Żeby było również jasne dokąd lecimy, "karmiono" nas za darmo na ekranach telewizorów filmem "Epoka lodowcowa". Natomiast już wszelkie posiłki i napoje były odpłatne.


Już po godzinie lotu zaczęło "świtać", a po następnej w oknach, tych od strony wschodniego skrzydła, rozbłysło słońce. A przecież dopiero co w Warszawie zaszło. Niestety nie za długo nim nacieszyliśmy się, bowiem w czwartej godzinie lotu, gdy zaczęliśmy powoli obniżać się do lądowania, samolot spowiły gęste chmury. Wyszliśmy z nich tuż przed przyziemieniem, a oczom naszym ukazał się szarobury krajobraz... księżycowy. Były to pola lawy, które otaczają pas startowy i lotnisko.



Po miękkim wylądowaniu, szybko przez rękaw udaliśmy się do hallu lotniczego po odbiór bagaży. Bagaże uzyskaliśmy szybko. Choć na ekranach wyświetlane były loty z kilku miast europejskich oraz Ameryki, to lotnisko sprawiało wrażenie mniejszego od tego w Pyrzowicach. Tu ciekawostka: udostępniono dla potrzeb pasażerów wózki na bagaże, które "żywcem" zabrano chyba z któregoś z miejscowych supermarketów.


Po odebraniu bagaży nie było już żadnej kontroli: okazuje się, że choć Islandia nie należy do Unii Europejskiej, to jest w strefie Schengen. I tak naprawdę do można tam lecieć z dowodem osobistym. My mieliśmy paszporty, których i tak nikt nie sprawdzał. Po szybkiej wymiany pieniędzy na korony islandzkie (przez nasz cały pobyt na Islandii musimy przyzwyczaić się do dużej ilości zer na banknotach - sprawia to kłopot przy przeliczeniach). Udaliśmy się po odbiór naszego upragnionego towarzysza podróży po Islandii, czyli "odkurzacza". Po zlokalizowaniu biura "Rent a car", okazało się, że musimy na coś poczekać i że oni muszą gdzieś przedzwonić. Nie wyglądało to ciekawie, tym bardziej, że zmęczenie (niewyspanie) dawało się nam we znaki. Wszak była godzina pierwsza w nocy, a po naszemu już trzecia. Oczekując mogliśmy obserwować ciężko pracujące panie sprzątające lotnisko, które porozumiewały się ze sobą po... polsku. Przecież Polacy to druga nacja po Islandczykach na wyspie. Po półgodzinie oczekiwania i wreszcie naszej interwencji, wykonano kolejny telefon i pojawiło się dwóch gości porozumiewąjących się ze sobą po hiszpańsku (chyba w narzeczu kastylijskim), którzy przynieśli kluczyki i dokumenty do samochodu. Byli niezadowoleni twierdząc po angielsku z odcieniem kastylijskim (czyli sepleniąc), że szukali nas przez pół godziny po lotnisku. Może to tu taki miejscowy" hiszpański" zwyczaj. Zaprowadzili nas do samochodu. Tu okazało się, że zamiast "odkurzacza", czyli Dacii Duster, która była zaplanowana, stoi bielusieńki 4W Hyunadai. Nic to, może być. Szybkie załatwienie formalności (m.in. dano nam kartę uprawniającą do wyjazdu z parkingu) i Hiszpanie znikli. Wszystko fajnie, ale okazało się, że samochód ma automatyczną skrzynie biegów (a miała być manualna). Jako, że dotąd nie prowadziłem pojazdów z automatyczną skrzynią biegów, musiałem wykonać po parkingu kilka jazd próbnych. A i tak siły przyzwyczajenia co jakiś zmuszały mnie do pewnych ruchów, jak przy ręcznej zmianie biegów. Po odbyciu "nauki jazdy" pozostało już tylko wyjechać z parkingu. I tu pojawił się problem, bowiem po włożeniu karty do czytnika przy szlabanie, ukazywał się napis: karta nieważna. Należało udać się do obsługi parkingu na lotnisku. Po jej odnalezieniu, wydano nam na szczęście nową kartę i już bez przeszkód szlaban pozwolił na wyjechać w ten szarobury księżycowy krajobraz. Wycieraczki samochodowe z mozołem zbierały zalewające szyby strugi deszczu. "Niezłe"przywitanie na islandzkiej Ziemi! Ot, taki księżycowy kraj.

Komentarze (0):

Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]

<< Strona główna